"(...) trzepoczące skrzydła przecięły lekkie powietrze -
prute z gwałtownym szumem
i uderzeniem piór smagane -
znaku przelotu potem nie można znaleźć."
(Mdr 5,11)
ŚMIERĆ
Katastrofa polskiego samolotu w Smoleńsku - do której doszło 10 kwietnia 2010
roku - pociągnęła za sobą śmierć 96 osób. Zginęli wybitni Polacy: Prezydent RP Lech
Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski,
wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, grupa parlamentarzystów, dowódcy wszystkich rodzajów
Sił Zbrojnych RP, pracownicy Kancelarii Prezydenta. Zginęło także 10 duchownych
różnych wyznań, przedstawiciele ministerstw, instytucji państwowych, Federacji Rodzin
Katyńskich, organizacji kombatanckich i społecznych oraz osoby towarzyszące, stanowiące
polską delegację na uroczystości związane z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej,
a także załoga samolotu. Wszyscy oni oddali życie, aby kłamstwo katyńskie zniknęło na
zawsze z przestrzeni publicznej; aby prawda o ludobójstwie tysięcy bezbronnych jeńców
polskich dotarła do świadomości świata. W konsekwencji tej śmierci cel został osiągnięty.
W Ewangelii św. Jana czytamy: "Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze,
zostanie tylko samo, a jeżeli obumrze, przynosi plon obfity" (J 12,24).
ŻYCIE WIECZNE
Obchodzimy pierwszą rocznicę tego tragicznego wydarzenia. Wydarzenia, którego
nie sposób ograniczyć do czysto ziemskiej perspektywy; nawet jeśli pozostaje szlachetnym
świadectwem troski o prawdę oraz o wierność wartościom i zasadom, dzięki którym nasza
Ojczyzna umocniła swoje duchowe fundamenty.
Kiedy opłakiwaliśmy odejście z tego świata tak wielu bliskich nam osób, patrząc
w świetle wiary na to, co się stało, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie straciliśmy ich na
zawsze. Oni tylko przeszli z jednego życia do drugiego Życia; ze świata mniejszego do
świata większego; z tego świata do wieczności. Wiemy, że również my ujrzymy ich
pewnego dnia i że to spotkanie będzie trwało wiecznie. Wyznajemy to przecież, kiedy
mówimy: "wierzę w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny". Wyraża to również liturgia
Kościoła w prefacji za zmarłych: "Życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie
kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie
wieczne mieszkanie" (1. Prefacja za zmarłych).
ROZSTANIE
A mimo to, każde rozstanie - naznaczone śmiercią drogiej nam osoby - jest zawsze
bolesne, ponieważ "kochać człowieka to znaczy mówić do niego: Ty nie umrzesz" (Gabriel
Marcel). Pytamy: dlaczego? Dlaczego umarli tak wcześnie? Dlaczego w tym momencie?
Dlaczego opuścili nas właśnie w ten sposób? Dlaczego śmierć, dlaczego ból, dlaczego
przemijanie? Są to pytania całkiem uzasadnione, bo każda miłość woła o obecność,
o bliskość, o wieczność. I słusznie, ponieważ ona jest wieczna. Miłość nie obumiera wraz
z ciałem osoby, którą kochamy. Ona tylko przechodzi na inną płaszczyznę wzajemności.
I dlatego, choć wiemy, że zawsze jedni się rodzą, a drudzy umierają i że tak być
musi, to jednak - gdy śmierć zabiera nam kogoś bliskiego - nie jest nam łatwo powtórzyć za
Hiobem: "Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!" (Hi 1,21).
Sposób przeżywania przez nas rozstania objawia nam samym, kim właściwie
jesteśmy; chrześcijanami czy poganami? Joseph Ratzinger w książce "Śmierć i życie
wieczne" pisał: "O człowieczeństwie człowieka decyduje jego postawa wobec cierpienia.
[...] Odpowiedź człowieka może być dwojaka: Może być nią opór, próba zdobycia mimo
wszystko autonomicznej władzy - a więc przyjęcie postawy rozpaczliwego, gniewnego
buntu. Ale odpowiedzią może też być powierzenie się tej innej Mocy, ufne poddanie się jej
kierownictwu bez lękliwego oglądania się na siebie."
Zewnętrzne przejawy bólu z powodu trudnego doświadczenia są normalnymi,
ludzkimi reakcjami. Ważne jednak, abyśmy się na nich nie zatrzymali i uczynili jeden krok
dalej - krok wiary, tzn. powierzyli Panu Bogu bolesną rzeczywistość oraz siebie samych
(por. Łk 23,46a). Dopiero wtedy cierpienie nie tylko nie będzie nas niszczyć, ale uczyni nas
bogatszymi wewnętrznie.
ŻAŁOBA
W tym smutnym momencie historii Narodu polskiego - po ukazaniu się pierwszych
wiadomości o katastrofie smoleńskiej - przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie
zgromadziły się spontanicznie tłumy ludzi. Składano kwiaty i wieńce, palono znicze,
odmawiano modlitwy. W wielu miastach były celebrowane Msze Święte w intencji ofiar
katastrofy. Odbyły się marsze pamięci w hołdzie ofiarom katastrofy, wiążące się też
z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. W pogrzebie Lecha Kaczyńskiego i jego
małżonki Marii, który odbył się 18 kwietnia w Krakowie, uczestniczyły dziesiątki tysięcy
osób; uroczystość oglądały w telewizji miliony. Kraj ogarnęła narodowa żałoba, także
dlatego, że ta śmierć ujawniła nam prawdziwą wartość osób, które zginęły.
Życie już nigdy nie będzie takie same, my również. W naszej Ojczyźnie zawsze
będzie po nich puste miejsce. Ile czasu potrzeba, aby dobrze przeżyć czas pożegnania
bliskich nam osób?
Prorok Zachariasz mówi o 70 latach żałoby (Za 7,5). W polskiej tradycji szczególne
znacznie ma pierwsza rocznica śmierci. Inni przyjmują, że żałoba winna trwać przynajmniej
dziewięć miesięcy, czyli tyle ile wynosi czas od poczęcia do narodzenia. Izraelici opłakiwali
Mojżesza na stepach Moabu przez trzydzieści dni (Pwt 34,8). Józef egipski przez siedem dni
obchodził żałobną uroczystość po swym ojcu (Rdz 50,10). Mądrość Syracha sugeruje żałobę
trwającą tylko "dzień jeden lub dwa, dla uniknięcia potwarzy" (Syr 38,17). W sumie jednak
nie tyle ważna jest długość czasu poświęconego na żałobę, ile sposób, w jaki zdołamy ten
czas przeżyć.
Właściwe granice żałobie wyznacza miłość. Lecz cmentarz nie może stać się naszą
świątynią, ani naszym domem. Nie pomożemy zmarłym zatrzymując się w nieskończoność
przy grobie. Nie odnajdziemy tam naszych bliskich, ponieważ oni przeszli już do wieczności
i odtąd miejscem spotkania z nimi jest wiara i ufna modlitwa, a także podjęcie ideałów ich
życia.
Natomiast samo doświadczenie żałoby może zaowocować naszą większą dojrzałością
duchową. Śmierć ukazuje nam, jak kruche jest wszystko to, w czym dotąd pokładaliśmy
nadzieję: życie, zdrowie, miłość drugiego człowieka, dobra materialne, dokonania. Utrata
tego, co przemijające, może otworzyć nas na poszukiwanie głębszych motywacji życia,
mocniejszych podstaw ludzkiego szczęścia i powodzenia, a w konsekwencji ukierunkować
na samo Źródło mocy i życia - na Boga, który w Jezusie mówi nam: "Odwagi! Ja jestem, nie
bójcie się!" (Mt 14,27).
POSTANOWIENIA
Gdy w przeżywaniu żałoby zabraknie szukania woli Bożej i gdy śmierć bliskich osób
powoduje niekończące się rozbicie duchowe, wówczas stajemy się niezdolni do udzielenia
zmarłemu skutecznej pomocy, której on potrzebuje. Zamiast więc rozpaczać nad tym, że nie
da się cofnąć czasu, ani unieważnić dokonanego zła i jego skutków, trzeba raczej z całą
żarliwością zwrócić się ku Bożemu miłosierdziu. Wtedy to cześć dla naszych zmarłych nie
będzie tylko i wyłącznie powierzchownym kultem w postaci pomników, tablic, lampek
i kwiatów oraz łez żalu.
"Bracia, nie oczerniajcie jeden drugiego. Kto oczernia brata swego lub sądzi go,
uwłacza Prawu i osądza Prawo. Skoro zaś sądzisz Prawo, jesteś nie wykonawcą Prawa, lecz
sędzią" (Jk 4,11). Niech ból i refleksja stanie się dla każdego z żyjących początkiem
nawrócenia i zaczynem lepszego życia. Niech pozwoli głębiej wniknąć w zasady rządzące
naszym życiem. Niech zmobilizuje do tego, by nie postępować jak wszyscy, ale tak jak tego
pragnie Zbawiciel. Niech wyznacza drogę ku sprawiedliwości i miłosierdziu w naszym życiu
osobistym i społecznym. Ku komunii, jaka winna nas wszystkich łączyć. Niech ta katastrofa
umocni wzajemne więzi w naszej Ojczyźnie, Europie i świecie. Niech świadomość tej
wspólnoty pozwoli nam zespolić serca, ideały i czyny, by nasz świat stawał się coraz
bardziej ludzki.
MODLITWA
Gdy śmierć zabiera ludzi z tego świata w sposób nagły i nieoczekiwany, zazwyczaj
pozostaje po nich więcej nie załatwionych spraw, niż po tych, którzy odchodzili powoli. Ta
świadomość winna nas mobilizować do niesienia zmarłym pomocy modlitewnej; i to
pomocy sięgającej poza granice życia doczesnego. Winniśmy powierzać ich doczesność
miłującemu i przebaczającemu Bogu, nie wybielając jej, ani nie oczerniając. Po prostu
oddając ją w ręce Boga taką, jaka była. A Bóg - który zna nieskończenie lepiej niż my
historie ich życia - z pewnością ogarnie swoim miłosierdziem również te sprawy, które
domagają się Jego interwencji.
Dziękując Bogu za bohaterskie życie ofiar Katynia oraz dobro służących Ojczyźnie
ofiar katastrofy smoleńskiej uszanujmy pamięć ich czynów. Niech one pobudzą nas do
mądrej i bezinteresownej służby na rzecz dobra wspólnego. Módlmy się jednocześnie do
miłosiernego Boga, aby wzbudził nowych synów i córki Ojczyzny, pragnących służyć
ofiarnie i odważnie ludziom nowych czasów.
Każdy zaś z żyjących niech modli się również za siebie słowami psalmisty:
"O Panie, mój kres pozwól mi poznać
i jaka jest miara dni moich,
bym wiedział, jak jestem znikomy.
Oto wymierzyłeś moje dni tylko na kilka piędzi,
i życie moje jak nicość przed Tobą.
Doprawdy, życie wszystkich ludzi jest marnością.
Człowiek jak cień przemija,
na próżno tyle się niepokoi,
gromadzi, lecz nie wie, kto to zabierze."
(Ps 39,5-7)
Podpisali:
Rada Stała Konferencji Episkopatu Polski
Warszawa, dnia 3 marca 2011 roku.