Poznałam ją w pierwszych dniach roku akademickiego. Miała na imię Aneta i była, tak jak ja, na I roku PWT (Papieski Wydział Teologiczny). Czarne włosy, wesołe oczy, uśmiechnięta buzia. Taką ją zapamiętałam.
Po tygodniu dojeżdżania do Wrocławia na zajęcia zamieszkałam w bursie prowadzonej przez siostry zakonne. Tego samego dnia okazało się, że trafiłam do pokoju, w którym mieszkała także Aneta. Wtedy poznałyśmy się trochę lepiej. Wieczorami mogłyśmy porozmawiać o pierwszych wrażeniach ze studenckiego życia , wymienić opinię na temat wykładowców i podzielić się lękiem przed pierwszą SESJĄ EGZAMINACYJNĄ.
Rozmawiałyśmy też o tym, jak to się stało, że znalazłyśmy się na PWT we Wrocławiu.
Do dziś pamiętam odpowiedź Anety na moje pytanie: Dlaczego wybrałaś teologię ?
Odpowiedź brzmiała: Żeby podziękować Panu Bogu za wyzdrowienie z ciężkiej choroby - raka kości.
***
Minęło kilka miesięcy. Aneta bardzo mocno angażowała się w studia. Denerwowała się każdym kolokwium, zarywała noce. I coraz gorzej się czuła... Przeprowadzone badania kontrolne potwierdziły nasze najgorsze przeczucia. Nastąpił nawrót choroby, były przerzuty. Aneta nie poddawała się, chciała zaliczyć sesję zimową. Nie udało się. Była zbyt słaba i zbyt obolała. Musiała poddać się leczeniu. Wzięła urlop dziekański, a jej miejsce w pokoju zajęła inne osoba.
Od tego czasu kontakt z Anetą był utrudniony. Nie miała telefonu, nie mogła odpisywać na listy. Widziałam ją już tylko raz. Odwiedziła mnie, gdy była weWrocławiu na kontroli lekarskiej. Wyglądała mizernie, na jej twarzy widać było ogrom przeżytego cierpienia. Wciąż jednak uśmiechała się i opowiadała o tym, jak spędza czas. Dużo czytała, dużo się modliła. Powiedziała mi wtedy, że odmawia nowennę, prosząc Boga o dobrą śmierć.
Była całkowicie świadoma tego, że umiera i mimo to radosny uśmiech nie znikał z jej twarzy. Żałowała jedynie przerwanych studiów.
Kilka miesięcy później dowiedziałam się o jej śmierci. Wiadomość ta dotarła do mnie w niecodzienny sposób. Byłam w naszej uczelnianej kaplicy, gdy weszła tam duża grupa osób z mojego roku. Koleżanka rozpoczęła modlitwę w intencji zmarłej Anety... Sporo czasu minęło od tego
wydarzenia, a ja często wspominam Anetę. Myślę o niej, gdy jestem w naszej kaplicy, gdy wspominam I rok studiów, gdy jestem na cmentarzu.To właśnie Zaduszki skłoniły mnie do tej krótkiej refleksji. Myślę, że to odpowiedni czas. Tym bardziej, że już za kilka miesięcy skończy studia rocznik, do którego należała także Aneta.*
Ona nie musiała zdawać tych wszystkich egzaminów, pisać kolokwiów i bronić pracy magisterskiej.
Aneta otrzymała łaskę zobaczenia twarzą w twarz tego wszystkiego, o czym my po 5 latach studiów mamy zaledwie nikłe pojęcie (por.1 Kor 13).
Jednak jej obecność była i jest łaską również dla nas. Możemy ją przecież prosić o modlitwę w naszych intencjach. Możemy już teraz, patrząc na
jej przykład, modlić się o to, abyśmy za kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat mogli z takim samym spokojem przygotowywać się na spotkanie z
oczekującym nas po tamtej stronie kochającym Ojcem.
***
Anetko, dziękuję Ci za to, że swoim życiem przypomniałaś mi słowa ks. J. Twardowskiego:
Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą,
i ci, co nie odchodzą, nie zawsze powrócą ...
Anna Pyrek
* tekst powstał w 2000 r.